uzdrowienia-niezbedny_podrecznik

 

Uzdrowienia. Niezbędny podręcznik

Bill Johnson, Randy Clark

 

Jest to kontynuacja książki pt. "Uzdrowienia. Sukcesy i porażki". Głównym celem tej publikacji jest rozniecenie wiary w to, że Bóg może użyć każdego w modlitwie o uzdrowienie chorych. Na tych stronach znajdują się inspirujące historie oraz wskazówki, jak modlić się o uzdrowienie. Ponadto autorzy podpowiadają jak doskonalić się w otrzymywaniu słów poznania, które są jednym ze źródeł uzdrowienia.
Autorzy mają nadzieję, że każdy po przeczytaniu tej książki zacznie modlić się o uzdrowienie chorych. Liczą, że niektórzy z czytelników odkryją w sobie Boży dar przywracania zdrowia.

Pobierz poniższy fragment książki w formacie pdf_m

 

Powiew zmian (Randy Clark)

W wielu miejscach dostrzegam powiew zmian. Pozwólcie, że opowiem historię o „tradycjonalnej” kongregacji w Mauve w Brazylii. Gdy zawitałem tam po raz pierwszy, liczyła jedynie trzysta osób. Kościół mieścił się po „złej” stronie miasta, przy brudnej drodze w biednej dzielnicy. Pastor łaknął Bożego dotyku i chciał doświadczać Jego obecności na nabożeństwach. Przebywaliśmy tam tylko kilka dni - ogromna liczba uzdrowień, jakie wydarzyły się na naszych oczach, niezwykle nas zdumiała. Prawie każdy pracownik kościoła miał okazję doświadczyć leczniczego dotyku Pana. Jeden z mężczyzn cierpiący na łuszczycę, nieuleczalną chorobę uwarunkowaną genetycznie, w pełni odzyskał zdrowie. Gdy spotkałem go dziewięć lat później, z radością powiedział mi, że przypadłość nigdy nie powróciła. Bóg ma moc zmieniać nasze DNA!

Kobietę cierpiącą z powodu wielu dolegliwości dotknęły także zwyrodnienia nóg - jedna obróciła się o blisko sto osiemdziesiąt stopni. Wierna została uzdrowiona ze wszystkich chorób, a jej nogi powróciły do odpowiedniej pozycji. Kościelna sala była po brzegi wypełniona chorymi. Wielu odzyskiwało zdrowie w korytarzach lub na dziedzińcu budynku, przysłuchując się nauczaniu przez otwarte okna.

jaki owoc przyniosły te nadprzyrodzone wydarzenia? Trzy lata później wróciliśmy do tego kościoła, który nie spotykał się już po „ciemnej” stronie miasta. Przeniósł się na jedną z głównych ulic, a liczba jego członków wzrosła do trzech tysięcy. Poprowadziliśmy tam kolejne wypełnione mocą spotkanie obfitujące w uzdrowienia. Po sześciu latach wróciliśmy znowu - powitała nas kongregacja licząca dziewięć tysięcy osób. Kolejnych pięć tysięcy spotykało się w filiach kościoła rozsianych po całym mieście. Nabożeństwo okazało się jeszcze lepsze niż dwa poprzednie. Powietrze zgęstniało od niemal namacalnej Bożej obecności. Setki ludzi dostąpiło uzdrowienia - niewidomi, głusi, sparaliżowani po wylewie, bez władzy w nogach. Guzy nowotworowe znikały. Tkanki i chrząstki, które nie istniały od dwudziestu lat, tworzyły się na nowo. Zdrowie odzyskał człowiek dotknięty chorobą Heinego-Medina. Ludzie żyjący w ogromnym bólu z powodu metalowych elementów wszczepionych do ciała zostawali uwolnieni od dręczącego ich cierpienia. Dwa miesiące wcześniej jeden z mężczyzn przeszedł operację, w wyniku której w jego kręgosłup wstawiono mnóstwo śrubek i prętów. Nie mógł znieść ciągłego bólu. Podczas nabożeństwa bez najmniejszych przeszkód zgiął się w pół, dotykając palców u stóp, odgiął plecy do tyłu i skakał. Wszystkie te świadectwa to owoce jednej nocy a nasza wizyta w Brazylii trwała dwa tygodnie! Każdego dnia obserwowaliśmy setki uzdrowień.

W następnym roku pojawiliśmy się tam ponownie. Do tego czasu pastor zdążył już posłać grupy wiernych, których zadaniem było założenie dwudziestu trzech nowych kościołów na terenie miasta. Tym razem, drugiego wieczoru, podczas godzinnej modlitwy poprzedzającej nabożeństwo, zdrowie odzyskało sześćdziesiąt osób. Wołaliśmy wówczas o uleczenie cierpiących na przypadłości związane ze wzrokiem i słuchem, mających problemy z chodzeniem oraz dotkniętych nieuleczalnymi chorobami. Niewidomi, głusi i niesprawni zasmakowali słodkiego uzdrowienia. Chłopiec ze zdeformowaną stopą marzył, aby móc biegać. Po modlitwie w końcu mógł spełnić swoje pragnienie! Pan uleczył dwóch ludzi z tętniakami. Jeden z nich oślepł i nie widział zupełnie nic od ośmiu miesięcy, drugi stracił słuch w dziewięćdziesięciu procentach, a lewa strona jego ciała była kompletnie sparaliżowana. Moi towarzysze, a także członkowie brazylijskiego kościoła, byli zachwyceni. Zanim spotkanie dobiegło końca, za sprawą słów poznania i modlitwy z nałożeniem rąk uzdrowienie dotarło do kilkuset obecnych. Nasz zespół składał się aż z siedemdziesięciu pięciu osób różnej narodowości.

Pastor wspomnianego kościoła opowiedział mi, że inni przywódcy zgromadzeń baptystycznych pytali go, dlaczego liczba członków jego kongregacji ciągle wzrasta, podczas gdy u nich nic się nie zmienia. Wytłumaczył im: „Przypomnijcie sobie o rzeczach, które odrzucacie - to one są powodem”.

Każda z osób, za którą modliła się Susan Star - która służyła chłopcu ze zdeformowaną stopą - została uzdrowiona. Susan należy do kościoła cesacjonistycznego, jego doktryna wyklucza Istnienie cudów, jednak w praktyce i doświadczeniu ta kobieta wierzy w nie całym sercem! Samym swym istnieniem podważa doktrynalne założenia swojego Kościoła - żyje, choć otarła się o śmierć. Gdy przebywała w hospicjum, przygotowując się do odejścia, zdecydowała się oddać swoje zimowe ubrania potrzebującym. Bez przerwy zwijała się z bólu. Jej autonomiczny układ nerwowy przestał funkcjonować, usunięto jej dziewięćdziesięcio-centymetrowy fragment okrężnicy. Nie mogła stać dłużej niż dwie minuty, gdyż kończyło się to omdleniem. Jednak została uzdrowiona! Towarzyszyła nam w podróży do Brazylii, ponieważ pragnęła modlić się za innych. Udało się! Podczas dwutygodniowego pobytu w kościele baptystycznym wołała do  Pana o uzdrowienie cierpiących na bardzo poważne schorzenia - na przykład za mężczyznę z nowotworem za gałkami ocznymi, powodującym niezwykle uciążliwe bóle głowy. Chory nie był w stanie chodzić, a wszelkie próby i tu kończyły się omdleniem. Odzyskał zdrowie, bóle głowy ustały, a on nie tylko mógł stać o własnych siłach - biegał! (Wierzę, że był to znak, iż guz zniknął). Gdyby ktoś próbował przekonać Susan, że uzdrowienia nie są przeznaczone dla współczesnego Kościoła, nie osiągnąłby wiele.

Kim są niewierzący wierzący?

Niezwykłe opowieści, jak na przykład historia Susan, sprawiają, iż rodzi się we mnie pytanie, dlaczego mamy do czynienia z tak wieloma niewierzącymi wierzącymi. Dostrzegam kilka potencjalnych powodów takiej sytuacji. Najpierw powiedzmy sobie, co znaczą słowa w tytule tej części. Dla mnie wierzący to ci, którzy regularnie pojawiają się w kościele, którzy poświęcili swe życie, chcąc podążać za Jezusem Chrystusem, i którzy zostali ożywieni mocą Ducha Świętego. Określenie niewierzący odnosi się do ich braku wiary w to, że określone dary Ducha są przeznaczone dla współczesnego Kościoła. Wśród nich można wymienić dar uzdrawiania, czynienia cudów, mówienia językami, interpretowania ich oraz prorokowania. Z technicznego punktu widzenia doktrynalne założenia cesacjonizmu głoszą, że dary te już nie funkcjonują. Pozostając ściśle przy tematyce naszej książki, ograniczę się do omówienia wątpliwości dotyczących uzdrowień i cudów.

Kim są zatem wierzący niewierzący? Gdy mówię o niewierzących, chodzi mi o tych, którzy nie zostali ożywieni Duchem Świętym i nie poświęcili swojego życia na podążanie za Chrystusem. Nie należą do żadnego kościoła, jednak wielu z nich wierzy, ponieważ są otwarci na Bożą moc oraz obecny wśród nas dar uzdrawiania. Doświadczają oni cudów poza murami kościoła.

Pracownicy piekarni, o których wspomniałem w pierwszym rozdziale, należą do grupy wierzących niewierzących. Jak pamiętacie, modliłem się za nich w ramach mojego „wielkiego eksperymentu” polegającego na wstawianiu się za ludzi nienależących do Kościoła. Większość z nich nie uważała się za oddanych chrześcijan, jednak wszyscy byli otwarci na przyjęcie modlitwy.

Na czym polega różnica między wierzącymi niewierzącymi a niewierzącymi wierzącymi, którzy stanowią znaczny procent współczesnego Kościoła? Ci drudzy sceptycznie patrzą na kwestię i uzdrowienia i czynienia cudów, zamykając sobie drogę do doświadczania mocy darów Ducha Świętego. Dlaczego tak wielu chrześcijan przyjmuje w kwestii cudów postawę niewierzących wierzących? Decydują o tym trzy główne czynniki: socjologiczny, teologiczny i kościelny. Pierwszy wpływa w pewnym stopniu na czystość i moc Kościoła. Może również rzutować na to, czy jego uwaga jest skupiona na obecnym, czy na przyszłym świecie. Jeśli Kościół koncentruje się na przyszłych wydarzeniach (przez co rozumiem powtórne przyjście Chrystusa), mniej uwagi poświęca uzdrowieniom tu i teraz.

Wdzięczni i spragnieni (Bill Johnson)

Dążąc do życia obfitującego w cuda, które przewidział dla nas Jezus, musimy oprzeć się na dwóch filarach. Pierwszy z nich to dziękczynienie. Moim zdanie to jeden z najbardziej niedocenianych rodzajów emocji. Składanie Bogu ofiar dziękczynnych w dowód wdzięczności za to, co oglądaliśmy i czego doświadczaliśmy, jest rzeczą wielkiej wagi. Ta postawa pozwoli nam pielęgnować w sobie pokorę nawet wówczas, gdy zakosztujemy sukcesu. Dziękczynienie stanowi wyraz prawdziwego uniżenia; zawiera obraz Boga oparty na wiecznej dobroci.

Drugi filar to głód. Musimy podsycać w sobie pragnienie osiągnięcia rzeczy wykraczających poza granice Bożej obietnicy. Przyjmując postawę eksperta, stajesz się największym zagrożeniem dla samego siebie oraz sprawowanej służby. Gdy tak się dzieje, hamujesz własny wzrost. To, co wiem, może przeszkodzić mi w sięgnięciu po to, co powinienem wiedzieć - jeśli nie będę kultywował w sobie postawy nowicjusza (dziecka). Dzie cięce podejście do nadprzyrodzonego stylu życia sprawi, że pozostaniemy szczerymi, pokornymi chrześcijanami nieustannie wzrastającymi w Bogu.

Opierając postawę naszego serca na tych dwóch filarach - dziękczynieniu i niezaspokojonym głodzie rzeczy większych - będziemy w stanie utrzymać nasze życie duchowe w zdrowiu, co z kolei wpłynie pozytywnie na inne obszary. Okazuj wdzięczność. Podsycaj w sobie głód.

MOC ŚWIADECTWA (Bill Johnson)

Wartość, jaką nadajemy świadectwu, jest jednym z czynników, które w największym stopniu oddziałują na naszą kulturę uzdrowienia. Świadectwo jest dla nas czymś więcej niż zwykłą, wygłoszoną publicznie historią. Choć i to jest dobre i prowadzi do zachęty, ten wspaniały dar można wykorzystywać w bardziej świadomy sposób. Mamy zachowywać, powtarzać i omawiać słowa świadectwa, dbając o to, aby zawsze były one szczere. Historie opowiadające o cudownych Bożych interwencjach stanowią precedens dla sfery cudów. Kształtują sposób, w jaki pojmujemy Bożą naturę i Boże serce, wzbogacając przestrzeń nadprzyrodzoną o element ciągłości. 

Około 1980 roku poprosiłem Pana, aby pomógł mi zrozumieć fragment, który rzucił mi się w oczy podczas codziennego studiowania Pisma. Czytałem wtedy dziewiętnasty rozdział Apokalipsy św. Jana. Werset 10 szczególnie przykuł moją uwagę: Świadectwem bowiem Jezusa jest duch proroctwa. Te słowa dotknęły mojego serca, ale wtedy jeszcze nie rozumiałem dlaczego. Nie byłem w stanie tego odgadnąć - choćby miało zależeć od tego moje życie. A jednak duch proroctwa ożył na moich oczach. Nie miałem wątpliwości, że Duch Święty „unosi się” nad tym wersetem i że zawiera on coś, co Bóg przeznaczył właśnie dla mnie. Poprosiłem Go więc, aby objawił mi jego znaczenie (zasada, której chcę was nauczyć na podstawie tego wersetu, nie stanowi jego głównej myśli, lecz można ją dostrzec między wierszami). 

Tego samego dnia do mojego biura zawitał pewien człowiek. Koniecznie chciał mi coś powiedzieć. Rozgorączkowany nawet nie usiadł w fotelu - stojąc w drzwiach, relacjonował pośpiesznie, co Bóg uczynił w jego małżeństwie. Zanim wyszedł, zdążył poinformować mnie, że mogę podzielić się jego historią z innymi. Gdy wypowiedział te słowa, doznałem uczucia podobnego do tego, które towarzyszyło mi przy zetknięciu się z 10 wersetem dziewiętnastego rozdziału Apokalipsy św. Jana - moje serce drgnęło. Jednak tym razem zdawałem sobie sprawę, że otrzymałem zalążek odpowiedzi na moje pytanie o znaczenie tego fragmentu. 

Mężczyzna szybko wyszedł i wrócił do pracy, a ja zwróciłem się do Pana, aby wspólnie z Nim rozważyć to, co miało miejsce przed chwilą. Mój znajomy powiedział mi, że jego małżeństwo doznało uzdrowienia (świadectwo) i że mogę podzielić się tą informacją z innymi (proroctwo). Świadectwo i proroctwo były dwoma głównymi motywami fragmentu, nad którym rozmyślałem tamtego poranka. Spodziewałem się, że zawarta w nim prawda głęboko wpłynie na moje życie. 

W tamtym czasie nasza kościelna rodzina doświadczała okresu wspaniałego uwielbienia - ludzie otrzymywali zbawienie, a w życiu wielu z nich zapanowało duchowe uzdrowienie. Świadectwa zdawały się zachęcać wiernych, dając im nadzieję, że i oni są w stanie doświadczyć wspaniałych rzeczy. Nie obserwowaliśmy wówczas uzdrowień ani cudów w sferze fizycznej. To nastąpiło później. Dla mnie był to czas odkrywania niezwykle ważnego narzędzia, które miało nam pomóc w przybliżeniu się do sfery wydarzeń nadprzyrodzonych. 

Zrozumieć narzędzie 

Analizując słowo „świadectwo” przez pryzmat Starego Testamentu, odkryłem, że pochodzi ono od wyrazu znaczącego „zrobić ponownie”. To był klucz. Zrozumiałem, że Bóg nie ukrył sfery cudów przed nami, lecz dla nas, i spoczywają one w tajemnicy świadectwa. Kiedy zalecił Izraelczykom, aby zachowali świadectwa, chciał umieścić ich w zasięgu Swoich nieustannych nadprzyrodzonych interwencji. 

Świadectwo Jezusa to słowna lub pisemna relacja o Jego czynach. Zawiera się w nim duch proroctwa. Uwalniamy go za każdym razem, gdy dzielimy się tym, co Bóg uczynił w naszym życiu. Proroctwo może przyjąć jedną z dwóch postaci: pierwsza to zapowiadanie przyszłości, a druga to słowo, które może zmienić teraźniejszość. Wierzę, że świadectwo Jezusa uwalnia prorocze namaszczenie, a ono z kolei wpływa na rzeczywistość. To, co przed wypowiedzeniem świadectwa było niemożliwe do osiągnięcia, nagle staje się osiągalne. Tak, jakby Bóg za sprawą świadectwa wyjawiał nam, co pragnie „zrobić ponownie”. 

Wielu chrześcijan zastanawia się często, czy cud, o który proszą, jest zgodny z Bożą wolą. Po pierwsze, sam Jezus powiedział, że uzdrowienie stanowi jeden z jej elementów: Chcę, bądź oczyszczony! (Mk 1:41). Biblia głosi również, że Chrystus zapłaci! cenę za nasze uzdrowienie: Krwią Jego ran zostaliście uzdrowieni (1 P 2:24). Ta kwestia wiąże się z dwiema szokującymi informacjami, a mianowicie: Bóg naprawdę nie ma względu na osoby (Dz 10:34) oraz Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki (Hbr 13:8). Możemy stąd wywnioskować, że Bóg jest gotowy uczynić dla ciebie to samo, co uczynił dla innych [nie ma względu na osoby), nawet jeśli wydarzyło się to dawno temu (On jest wczoraj i dziś, ten sam także na wieki). A więc świadectwa stanowią obraz serca Ojca. Ustanawiają precedens dla sfery cudów. 

Choć moja wędrówka ku zrozumieniu istoty świadectwa rozpoczęła się w 1980 roku, dopiero w późnych latach dziewięćdziesiątych pojąłem, jak ogromny wpływ wywiera ono na kulturę Królestwa oraz jej współczesne doświadczenie. Głosząc na konferencji w Rochester w stanie Minnesota, służyłem młodej kobiecie. Kilka lat wcześniej przeszła ciężki wypadek, jej noga doznała poważnych obrażeń, a kostka została naszpikowana prętami, które spajały kości, lecz ograniczały ruch i były źródłem okrutnego cierpienia. Dzięki modlitwie odzyskała większą sprawność w nodze, a ból stał się mniej dotkliwy. 

Następnego dnia kobieta przygotowywała się do wyjścia na spotkanie. W pewnej chwili jej mąż krzyknął zaskoczony - spojrzała na swoją nogę i zdała sobie sprawę, że jeden z mięśni łydki, który zanikł po wypadku, odrósł, gdy spała. Podekscytowana opowiedziała mi o tym, gdy tylko się spotkaliśmy. 

Mnie również głęboko to poruszyło. Zdecydowałem się podzielić tą historią z uczestnikami konferencji. Razem z uzdrowioną i wszystkimi zgromadzonymi chwaliliśmy Boga, dziękując Mu za ten wspaniały cud. Gdy kobieta wróciła na swoje miejsce, podeszła do mnie kolejna osoba. Usłyszałem od niej: 

Jeśli Bóg uczynił dla tej chorej coś takiego, na pewno jest w stanie zrobić to samo dla mnie. 

Bytem zdumiony, że kolejna kobieta prosząca o uzdrowienie tak dobrze rozumiała Bożą naturę. Ona także doznała obrażeń w wypadku - jej ścięgno Achillesa zostało przerwane. Po operacji okazało się, że jeden z mięśni łydki nie funkcjonuje właściwie, co spowodowało jego zanik. Musiała więc na nowo nauczyć się chodzić. Pragnęła, aby Bóg obdarzył ją tym samym cudem, co jej poprzedniczkę. 

Ponownie przywołałem do siebie uzdrowioną, zwracając się do niej słowami: Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! (Mt 10:8). Poprosiłem ją oraz żonę pastora, aby położyły ręce na kobietę z uszkodzonym ścięgnem. Na ich oczach Bóg uzupełnił brakujące elementy łydki - chora znowu mogła normalnie chodzić. Pośród rosnącej ekscytacji na środek wyszły jeszcze dwie kobiety cierpiące z powodu dolegliwości łydek, będących rezultatem wypadków. Obie zostały momentalnie uzdrowione - Bóg zatroszczył się o to, aby odrosły brakujące części tkanki mięśniowej. 

Z Minnesoty udałem się w podróż do Tennessee, gdzie miała się odbyć kolejna konferencja. Historie uzdrowionych były tam źródłem ogromnego pokrzepienia. Obecny na konferencji lekarz poprosił mnie o modlitwę. Rok wcześniej złamał nogę, po rekonwalescencji jej zakres ruchu pozostał znacznie ograniczony. Cierpiał również z powodu atrofii mięśni łydki. Nasi studenci położyli ręce na jego nodze i modlili się o jej uzdrowienie. Po dwudziestu minutach zapytałem go, jak się czuje. Powiedział, że ból zniknął i może poruszać się bardziej swobodnie. Gdy zacząłem dopytywać się o jego łydkę, wyznał, że czuje, jak w tamtym miejscu napina się skóra. 

Zawsze gdy wracam do domu po podróży, lubię dzielić się świadectwami Bożego działania, jakie miałem okazję oglądać /. moją kościelną rodziną. Ten czas rozpieszczania niezwykłymi historiami stanowi część ich wynagrodzenia za wysyłanie mnie w różne miejsca. Wszystkich nas ogarnęia ogromna radość, gdy podzieliłem się świadectwami pięciu chorych, którzy doświadczyli cudu stwórczego. Dwa tygodnie później jedna z kobiet obecnych wówczas na nabożeństwie powiedziała mi, że rok wcześniej złamała nogę, przez co cierpi z powodu ograniczonych możliwości poruszania się oraz doskwierającego jej bólu. Mięśnie w nodze zanikły przez brak ruchu. Wyznała, że kiedy dzieliłem się historiami uzdrowień, poczuła rozlewające się po nodze ciepło. Ból ustał, sprawność powróciła, a mięśnie odrosły. Wszystko dzięki świadectwom, które wygłosiłem w atmosferze oczekiwania. Deszcz cudów nie ustawał. 

Wieloma nadzwyczajnymi wydarzeniami zostało zwieńczone również uzdrowienie dziecka ze zdeformowaną stopą. Chłopiec miał wówczas trzy lata. Jeden z jego kolegów podszedł do niego i krzyknął: „Biegnij!” - przebiegł dość długi dystans, a wróciwszy, powiedział przyjacielowi: „Mogę biegać!”. Co za wspaniały cud! Nigdy nie zapomnę jego twarzy... Kilka tygodni później sąsiedzi chłopca zdecydowali się odwiedzić nasz kościół. Kiedy się przedstawili, zdradzając, że znają rodzinę malucha, zapytałem ich o jego zdrowie. Powiedzieli, że od dwóch tygodni biega bez przerwy! 

Jak się domyślacie, podzieliłem się tą historią z moją kościelną rodziną. Gdy po raz kolejny przedstawiałem im dowód Bożej j dobroci, wydali z siebie okrzyk chwały na cześć naszego Pana. Tak działają cuda. (Oddzielając Kościół od sfery nadprzyrodzonej, I ograbiamy Boga z należnej Mu chwały). Pewnego razu na nasze \ nabożeństwo przybyli nieznani mi goście z innego stanu. Przy- ' wieźli ze sobą swoją mniej więcej dwuletnią córeczkę - jej stopy 1 były tak powykręcane, że potykała się za każdym razem, gdy próbowała biec. Kiedy jej matka usłyszała historię o chłopcu ze 1 zdeformowaną stopą i o mocy świadectwa, pomyślała w duchu: „Przyjmuję to w imieniu mojej córki”. Po kazaniu udała się do sali, w której przebywały dzieci, aby odebrać swoją córeczkę. Wtedy zdała sobie sprawę, że jej stopy już zostały uleczone, choć nikt nie zdążył się za nią pomodlić! Cud zdarzył się, gdy kobieta przyjęła świadectwo Bożych działań. 

(niniejsze fragmenty książki Billa Johnsona i Randy’ego Clarka „Uzdrowienia. Niezbędny podręcznik” zostały opublikowane na eklezja.pl za uprzejmą zgodą Wydawnictwa Dawida - wydawnictwodawida.pl)