
Jest więcej
Randy Clark
Na ten temat nie ma zbyt wielu materiałów. "Udzielanie namaszczenia" - cóż to takiego i jak działa? Randy Clark w swej książce "Jest więcej" zręcznie przeplata niezwykłe i budujące wiarę świadectwa z solidnym nauczaniem. Czy można udzielić komuś czegoś przez nałożenie rąk? Jaką to ma wartość? Ile kosztuje namaszczenie? Po pierwsze Biblia, po drugie historia, po trzecie świadectwo życia. Wiele się tu można nauczyć.
Przygotowany przez Boga
Jak otrzymałem namaszczenie
W styczniu 1984 roku wraz z dwoma diakonami z mojego kościoła wzięliśmy udział w konferencji biblijnej prowadzonej przez Jamesa Robisona w Dallas w Teksasie. Do tego czasu miałem w życiu tylko jeden sen, który bez żadnych wątpliwości uznałem za pochodzący od Boga. To, co przyśniło mi się w noc poprzedzającą konferencję, przykuto moją uwagę. Zapamiętałem to na zawsze. Wiedziałem, że Bóg mówi do mnie i do mojego kościoła, że chce wejść z nami w bliższą relację i wprowadzić nas na wyższy poziom poznania Ducha Świętego. Z każdym nowym etapem miała pojawiać się też większa odpowiedzialność, miałem oddawać Bogu coraz więcej obszarów swojego życia, które i on sam obiecał mi objawiać w kolejnych krokach przemiany.
W drugim dniu konferencji wzięliśmy udział w sesji prowadzonej przez Johna Wimbera dla około pięciuset pastorów. Zdumiały mnie wszystkie słowa wiedzy, które wypowiedział John. Bardzo podobało mi się to, co mówił. Siedząc w pierwszym rzędzie, patrzyłem, jak zachęca liderów, by wyszli na scenę. Jako baptysta potrafiłem rozpoznać człowieka przekonanego przez Boga o grzechu, ale nigdy wcześniej nie widziałem Bożej mocy działającej w ludziach w tak namacalny sposób. Modląc się o pewną kobietę, John powiedział: „Obserwujcie ją! Patrzcie, co robi Duch Święty!”.
Zauważyłem, że rąbek jej sukienki zaczyna drżeć. Nie omieszkałem powiedzieć o tym głośno. Wiem, że fascynacja tak drobnym zdarzeniem wydaje się teraz wręcz zabawna, ale wówczas było to dla mnie coś zupełnie nowego. Kobieta coraz bardziej się trzęsła, a gdy dotknęła inną osobę, ta poszła w jej ślady. Ludzie wokół przyjmowali uzdrowienie. Wszystko, co się tam działo, było wspaniałe.
Tego samego dnia Bóg wykorzystał przesłanie Davida Yonggi Cho, by przekonać mnie, że potrzebuję większej bliskości z Nim i silniejszej relacji z Duchem Świętym. Przez całe popołudnie nie miałem ochoty przebywać wśród ludzi, gdyż Bóg rozprawiał się z moim sercem. Wieczorem poszedłem jednak na spotkanie, na którym głosił David Wilkerson. Pastorzy wychodzili do przodu, padali na twarz, pokutowali i płakali przed Bogiem. Ponieważ miałem świadomość, że kamery Trinity Broadcasting Network wszystko rejestrują, nie chciałem klękać ani kłaść się na ziemię. Ludzie wokół szlochali i wołali do Boga, a ja myślałem tylko o tym, że będą to nadawać w Marion w stanie Illinois i że wszyscy będą mogli to zobaczyć.
W głębi duszy zdawałem sobie jednak sprawę, że takie myślenie wynika z pychy, więc w końcu trochę się pomodliłem. Gdy wstałem z kolan i zacząłem śpiewać, poczułem, że Duch Pana mówi: „Podnieś ręce!”.
Jak miałem to zrobić?! Byłem przecież baptystą, a baptyści takich rzeczy nie praktykują! Mimo to posłuchałem Boga - i od razu uderzył mnie Duch Święty. Wiedziałem, że znalazłem się w tarapatach i że za chwilę emocjonalnie się rozkleję. Rozejrzałem się więc w poszukiwaniu jakiegoś ratunku. Zobaczywszy duży ekran, ukryłem się za nim i wtedy Duch Święty uderzył ponownie. Oparłem się o ścianę, usiłując się jej przytrzymać, ale ostatecznie i tak osunąłem się na podłogę. Ekran wisiał jakiś metr nad ziemią, byłem zatem doskonale widoczny; leżałem tam przez pół godziny, trzęsąc się i płacząc. Potem wstałem i chciałem wrócić na miejsce, ale zanim zrobiłem dwa kroki, Duch Święty ponownie uderzył i znów osunąłem się na podłogę. Jeszcze jakiś czas płakałem, wołałem do Boga i drżałem.
Jeden z moich diakonów opowiedział mi później, że zastanawiali się, gdzie jestem, aż w końcu zobaczyli mnie pod ekranem, gdzie leżałem na oczach około ośmiu tysięcy ludzi.
Następnego wieczoru podszedłem do Johna Wimbera. Nie czułem się godzien, aby miał modlić się o mnie, więc poprosiłem, żeby pomodlił się o starszych mojego kościoła. Jednak on chwycił mnie za ręce, spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział: „Nie. Chcę pomodlić się o ciebie”.
Zaniepokoiłem się - wiedziałem, że często miewa słowa wiedzy. Oczekiwałem, że usłyszę z jego ust same najgorsze rzeczy. Było to nasze pierwsze spotkanie i nie znał mojej sytuacji, a mimo to od razu powiedział: „Chcę się o ciebie pomodlić, ale najpierw pomodlę się o twoje serce, ponieważ niedawno doznałeś w swoim kościele wielu przykrości i zostałeś zraniony”.
To była prawda. Kilka miesięcy wcześniej rzeczywiście zdarzyła się taka sytuacja, więc miałem pewność, że przez Johna mówi Pan. Potem przekazał mi jeszcze kilka innych rzeczy, między innymi słowa: „Jesteś księciem w Bożym Królestwie”. Nie wiedziałem, co z tym zrobić. Była to ostatnia rola, jaką mógłbym sobie przypisać. Następnie powiedział, że nad moim życiem jest apostolskie powołanie.
Dopiero dziesięć lat później dowiedziałem się, że mówiąc „powołanie apostolskie”, miał na myśli służbę, która wymaga dużo podróżowania. John nie uważał jednak, że to przez podróże stajemy się apostołami. I ja tak nie uważam. W takim rozumieniu apostolskiej służby traciłoby się jej najważniejsze znaczenie. Powołanie apostolskie oznacza, że Bóg posyła człowieka tam, gdzie chce go mieć, i że często będzie używał go do ożywiania darów Ducha lub przekazywania ich tam, dokąd go posyła. Ani John, ani ja nie uważamy, że namaszczenie można przekazywać tylko w ramach służby apostolskiej. Ananiasz z dziewiątego rozdziału Dziejów Apostolskich nie był apostołem, a mimo to Bóg posłał go, aby nałożył ręce na Pawła.
John podzielił się ze mną jeszcze wieloma dobrymi proroctwami. Opuściłem konferencję bardzo zbudowany. Wyjechałem obdarowany słowami wiedzy i większym niż dotychczas pragnieniem Boga.
Kilka miesięcy później, w marcu 1984 roku, prowadziliśmy w naszym kościele konferencję uzdrowieniową. Przyjechał zespół z kościoła Vineyard Johna Wimbera, przemawiał Blaine Cook. Wraz z moją żoną DeAnne zmagaliśmy się wtedy z krytycyzmem i niewiarą wobec manifestacji, jakie widzieliśmy wokół nas w czasie tych spotkań. Przekazywanie namaszczenia trochę nas wystraszyło. Nie byliśmy przyzwyczajeni do oglądania mocy Bożej dotykającej ludzi w taki sposób. Nie wiedziałem, co się tak naprawdę dzieje, i niewiele rozumiałem z duchowego obdarowania. Mimo to oddałem autorytet Blainowi i powiedziałem mu, żeby podążał za wszystkim, co według niego pochodzi z Boga.
Podczas pierwszej wieczornej sesji Blaine modlił się o DeAnne i o mnie. Moc Boża zstąpiła na nas i razem przyjęliśmy od Boga namaszczenie, które dało nam odwagę. Co się wówczas wydarzyło? Było to tak potężne, że przestałem uznawać wydarzenia z Dallas za moment przekazania mi namaszczenia. Czułem się tak, jakbym trzymał kabel elektryczny: trząsłem się, a prąd przechodził przez całe moje ciało. Nie mogłem powstrzymać drgawek, a następnego dnia bolały mnie wszystkie stawy. Namaszczenie znacznie uaktywniło też dar słowa wiedzy i uzdrowienia w naszym życiu. Inni ludzie w kościele również otrzymali od Boga różne dary i doświadczyliśmy wielu cudów.
Bardzo mocno dotknięty przez Boga został wtedy John Gordon, członek naszego kościoła. Jego doświadczenia były tak mocne, że do dzisiaj opowiadam o nich za każdym razem, gdy nauczam na temat przekazywania namaszczenia. (Niech podczas czytania tej książki przydarzy się wam coś podobnego!). Więcej o Johnie Gordonie będzie można przeczytać w rozdziale ósmym.
W latach 80. doświadczyłem jeszcze jednego potężnego przekazania namaszczenia. W ciągu czterdziestu trzech lat służby miałem tylko trzy tak mocne i cenne doświadczenia, które zmieniły moje życie. Często modlę się o kolejne. Drugie miało miejsce w 1989 roku. We wrześniu 1984 roku odszedłem z kościoła baptystycznego i przyłączyłem się do ruchu Vineyard, zakładając pierwszy kościół Vineyard w St. Louis. Po pięciu latach służby w tym kościele odkryłem, że nie jestem pewien swojej roli. Czułem się tak w związku z moim najważniejszym powołaniem. John Wimber powiedział mi, że jest nade mną powołanie apostolskie. Prorok Bob Jones mówił, że mam dar nauczania. Pełniłem funkcję pastora, a moją pierwszą miłością wydawała się ewangelizacja. Prosiłem Pana, żeby przysłał do mnie ze słowem proroczym kogoś, kto wskazałby mi prawdziwe powołanie, żebym mógł całkowicie się mu poświęcić. Bóg odpowiedział na moją modlitwę.
Co się wtedy stało? Usłyszałem, że pewnego dnia będę podróżował do wielu narodów, że będzie mi w tym towarzyszył mój syn, ale nie „na połach mojego płaszcza”. Raczej odwrotnie, ponieważ jego namaszczenie przewyższy moje. To proroctwo mnie zadziwiło, ponieważ nigdy jeszcze nie byłem za granicą. Usłyszawszy je, przez jakiś czas siedziałem w milczeniu. Kilka minut później podziękowałem regionalnemu liderowi Vineyard, który przekazał mi to słowo, i poprosiłem go o modlitwę. Gdy się modlił, inny przywódca ruchu Vineyard dmuchnął na mnie i upadłem na ziemię. Poczułem ogromne gorąco, zacząłem się mocno pocić. Wydawało się, jakby moje ręce były naelektryzowane, czułem prąd nawet na ustach. Głośno krzyczałem - spoczywająca na mnie moc była tak potężna. Leżąc skulony, nagle poczułem, jakby ktoś chwycił mnie za ręce, ktoś inny za nogi i tak zaczęli rozciągać moje ciało. Nie czułem już ramion, a do tego miałem wrażenie, że po mojej twarzy wciąż przebiega prąd, szczególnie wokół ust. Byłem przekonany, że jeśli moc zwiększy się jeszcze choć trochę, umrę. W rękach miałem tyle mocy, że czułem ból. To wszystko trwało około czterdziestu pięciu minut, a jeszcze przez kolejną godzinę nie byłem w stanie opuścić ramion wzdłuż tułowia, tak bardzo mnie bolało.
Gdy zostanie nam przekazane namaszczenie, należy się nim od razu zająć, w przeciwnym razie poziom mocy zacznie opadać. Nawet dobrze pielęgnowane namaszczenie nie daje gwarancji, że przebudzenie będzie trwało wiecznie - nie jest to kwestia indywidualna, lecz zbiorowa odpowiedzialność całego lokalnego kościoła.
Wchodzenie w nowe miejsca
Po owym pierwszym przekazaniu namaszczenia w naszym kościele baptystycznym w Spillertown w Illinois przez osiemnaście miesięcy działo się mnóstwo niezwykłych rzeczy. Bóg uczył nas, jak żyć w całkiem nowym wymiarze Ducha, a deszcz Jego łask, którego doświadczyliśmy podczas konferencji, przez cały ten czas zalewał nas niczym powódź. Drugie, bardzo głębokie doświadczenie przekazania namaszczenia również przyniosło wielkie zmiany w naszym życiu, zwłaszcza w kwestii uwolnienia od nękających nas od dawna grzechów. Później powódź zamieniła się w sporadyczny, przelotny deszczyk, a po dziewięciu latach od pierwszego wylania Ducha, gdy już przestałem sprawować funkcję pastora w Spillertown, okazało się, że wraz z moim kościołem Vineyard znaleźliśmy się na pustyni.
Rozpaczliwie wołałem wtedy do Boga i odpowiedział na moje modlitwy. W Swej mądrości wysłał mnie na konferencję Rodneya Howarda-Browne’a do Rhema Bibie Church w Tulsie w Oklahomie. Z pewnymi rzeczami, które zrodziły się w tym kościele, się nie zgadzałem, ale czułem, że udział w konferencji Howarda-Browne’a to Boży sprawdzian, więc na nią pojechałem.
Przez pierwsze kilka dni nie czułem się zbyt komfortowo, oglądając manifestacje Ducha Świętego, jednak zdecydowałem, że nie wrócę do St. Louis, dopóki Bóg mnie nie dotknie. Ostatniego dnia zaproszono pragnących przyjąć duchowe obdarowanie, aby wyszli do przodu. Nie sposób było dostać się do Rodneya - tłoczyło się tam cztery i pól tysiąca ludzi. Zdesperowany zawołałem do Boga, żeby mnie dotknął, nawet jeśli miałoby się to wiązać z tarzaniem się po podłodze. Stanąłem w kolejce i czekałem, aż Rodney położy na mnie ręce. Gdy to zrobił, od razu padłem na ziemię. Nie byłem w stanie się podnieść!
Rodney kładł na mnie ręce pięć razy i w tym czasie Bóg zmieniał moje serce. Pokutowałem z niewłaściwej postawy w duchu. Uświadomiłem sobie, jak bardzo nie podoba się Bogu, gdy atakujemy naszych braci w kwestiach niebędących herezją. Przyjąłem też pełne mocy namaszczenie, które zmieniło moje życie.
Odkąd wróciłem do kościoła w St. Louis, wszystko się zmieniło. Każdej niedzieli doświadczaliśmy potężnego wylania Ducha Świętego. Nasz kościół nie widział niczego podobnego w całej swojej ośmioletniej historii. Moc Ducha przynosiła potężne manifestacje i głębokie zmiany w ludziach.
Podczas regionalnego spotkania pastorów Vineyard prosiłem Boga, żeby dotknął przywódców równie zdesperowanych jak ja. Następnego dnia wieczorem podczas spotkania Bóg przyszedł w suwerenny sposób i wszyscy zostali porażeni Jego mocą! Biegali, tańczyli, poklepywali się po plecach, wirowali - zachowywali się tak, jakby byli pod wpływem alkoholu. Happy Leman, mój regionalny lider, histerycznie się śmiał. Gdy zobaczyłem, że człowiek tak powściągliwy, wręcz uosobienie samokontroli, zachowuje się w ten sposób, wiedziałem, że to, co się dzieje, pochodzi od Boga!
Wtedy nasz regionalny koordynator, już pijany w Duchu, poprosił, żebym się o niego pomodlił. Zgodziłem się, choć już dwa razy modlił się o niego ktoś inny. Dotknąłem go - a Duch Święty uderzeniem rzucił go na krzesła. Powiedział później, że miał wrażenie, jakby wjechała w niego ciężarówka. Nie wiedziałem, że cierpiał na bardzo silne bóle kręgosłupa. Codziennie budził się ze łzami w oczach, a lekarze nie dawali mu żadnej nadziei na poprawę. Nie było szans na operację. Gdy zstąpił na niego Bóg, poczuł, jakby gorąca ręka sięgnęła do jego brzucha i coś wyciągnęła. Pan go uzdrowił, spoczęło na nim namaszczenie. Mimo że przez wiele miesięcy, gdy przychodził do niego Duch Święty, nie mógł mówić, nie jąkając się. Bóg zrobił dla niego coś naprawdę wspaniałego.
Toronto Blessing
Pracujący w Toronto pastor John Arnott usłyszał o tych spotkaniach i zaprosił mnie do swojego kościoła Airport Vineyard Christian Fellowship. Zgodziłem się przyjechać na cztery dni, ale bardzo się denerwowałem, nie wiedząc, czego John i jego kościół mogą ode mnie oczekiwać. W głębi serca ciągłe trudno było mi uwierzyć, że Bóg zrobi dla mnie to, co robił dla innych. Jednak zanim wyjechałem do Toronto, Pan dał mi mocne słowo prorocze, mimo że wówczas jeszcze nie przypisywałem proroctwom wielkiej wartości. Zadzwonił do mnie Richard Holcomb, który od dziesięciu lat modlił się za mnie z Bożej inicjatywy. Od czasu do czasu wspierał mnie też finansowo. Choć nigdy nie wspominałem o żadnych potrzebach, za każdym razem przesyłał dokładnie taką kwotę, jakiej mi brakowało! Od wydarzeń w Toronto Richard jest w zarządzie Global Awakening, ale wówczas nie miał pojęcia, co dzieje się w moim życiu, a więc i o planowanym wyjeździe do Kanady. Oto, co mi powiedział:
Randy, Bóg mówi do ciebie: „Sprawdź mnie teraz! Sprawdź mnie teraz! Sprawdź mnie teraz! Nie bój się! Będę cię wspierać. Chcę, żeby twoje oczy się otworzyły, żebyś zobaczył niebiańskie zasoby, jakie mam dla ciebie - tak jak otworzyły się oczy Gechaziego, o co modlił się Elizeusz. I nie martw się, bo gdy jesteś zaniepokojony, nie słyszysz Mnie”.
To prorocze słowo bardzo dużo zmieniło w moim życiu. Dało mi wiarę, żeby działać w namaszczeniu przyjętym, gdy John Wimber modlił się o mnie dziesięć lat wcześniej i gdy modlił się o mnie Rodney. Pojechałem do Toronto, a to, co działo się tam przez czterdzieści dwa z sześćdziesięciu dni konferencji, jest teraz rozdziałem historii Kościoła zwanym Toronto Blessing.
Chcę tylko dodać, że to nie Randy Clark sprowadził to przebudzenie. Zrobił to sam Bóg. W swoim pragnieniu, aby zamieniać porażkę w zwycięstwo, Pan zaplanował różne wydarzenia w moim życiu. One mnie zmieniały i prowadziły w nowe miejsca. Przez osiem lat byłem w St. Louis pastorem kościoła liczącego Pan dał mi wiarę, żebym odpowiedział na Jego zaproszenie do współpracy. Wierzę, że nic potężnego nie dzieje się bez Bożej inicjatywy i łaski, ale jestem też przekonany, że Jego zaproszenia są warunkowe, uzależnione od ludzkiej reakcji. Nie chcę umniejszać wagi ludzkiej odpowiedzi na Boże inicjatywy, ale gdybym nie odpowiedział w danej mi przez Boga wierze na to, co On robił, Pan znalazłby na moje miejsce kogoś innego. Wszystkie trzy elementy - suwerenna Boża łaska, Jego propozycja współpracy oraz gotowość ze strony człowieka - są równie niezbędne i tak samo ważne.
Oto historia tego, jak Bóg przygotował mnie do dzieła, które miało przerodzić się w coś o wiele większego, niż mogłem oczekiwać. Dość powiedzieć, że Bóg włożył we mnie nowe wartości, wyposażył mnie w moc i uzdrowił ze zwątpienia i strachu. Przyprowadził do mnie ludzi mających mi pomóc. Jestem bardzo wdzięczny Bożym mężom, którzy uwierzyli, że ich namaszczenie może zostać przekazane dalej. Jestem szczerze przekonany, że ja też mam dawać innym wszystko to, co powierzył mi Bóg, aż cały Kościół dzięki pełni Ducha zostanie zbudowany, wyposażony i wypełniony mocą na Bożą chwałę.
(niniejszy fragment książki Randy’ego Clarka „Jest więcej” został opublikowany na stronie eklezja.pl za uprzejmą zgodą Wydawnictwa Dawida - wydawnictwodawida.pl)